„STARE KSIĘGI – STARE WINA”

Fragment rozdziału „Bukiniści” z książki „Stare księgi – stare wina” Mieczysława Opałka (wyd. Kraków 1928, nakładem Towarzystwa Miłośników Książki):

„Cała galerja arcyciekawych typów i oryginałów swoistego autoramentu utonęła już w morzu przeszłości i zapomnienia, a między niemi niepozbawiona fizjognomji, dla obyczajowości epoki nieobojętna, postać pokątnego albo wprost ulicznego antykwarza. Temu też ruchliwemu bukiniście poświęcamy wspomnienie niniejsze, bo gdy na policach szaf bibljotecznych znalazła ocalenie i dobrze zasłużony przytułek niejedna księga bezcenna, to cząstka zasługi w akcji ratowniczej zabytków piśmiennictwa i sztuki drukarskiej, przypaść też musi bukiniście w wyszarzałym chałacie i czapie bramowanej wytartą lisiurą.

Znamy ich kilku.

W trzech pokoikach na pierwszem piętrze narożnego domu u zbiegu ulic Marjensztad i Źródłowej w Warszawie, mieściła się do roku 1830 antykwarnia Gecla Salzsteina.

Czego tam nie było! Rarytasy poszukiwane i smakołyki nielada dla bibljomanów-koneserów zalegały półki, piętrząc się też stosami, w braku miejsca, na podłodze. Przylatywały do Salzsteina na Powiśle te »białe kruki« z bibljotek klasztornych, z plebańskich izb, z podstrysza dworków szlacheckich, gdzie niedocenione porzucano często niedbale. Gecel troskliwie otrzepywał księgi z kurzu połą własnego chałata, obierał z pajęczyn, szarozielone naloty pleśni usuwał, suszył i wietrzył w otwartych okienkach druki szacowne, co trąciły lamusem i myszką. Dobrotliwe słońce wypijało z książek wszystką wilgoć, jaka przez dziurawy dach sędziwego dworku wciskała się do mansardu, szerząc stęchliznę i pleśń, zaczem powiew wiatru kradł księdze jej zapachy niemiłe i kędyś ze sobą unosił. Osuszonym i oczyszczonym księgom wyznaczał potem antykwarz mniej lub więcej honorowe miejsce na półkach i czekał na amatorów. Długo zaś czekać nie potrzebował, bo niekiedy zwłaszcza w niedziele, ciasno naprawdę bywało w trzech pokoikach Gecla. Przychodził tu stale Kazimierz Brodziński, ceniony i znany już autor „Wiesława”, a przytem panisko dziwnie łagodny i uprzejmy. Przychodził z dobrotliwym zawsze uśmiechem na twarzy bajkopisarz Jachowicz, a stale rzec można przesiadywał u Gecla Bentkowski Feliks, który też znalazł wśród książek i rupieci antykwarza niemało materjału do swej »Wiadomości o najdawniejszych książkach drukowanych w Polsce«.”

Miłośników książek starych, zapamiętałych zapaleńców, gotowych zawsze do połowu rzadkiego druku, reprezentowali Chyliczkowski i Konstanty Świdziński, który w pogoni za starą książką zjeżdżał kraj cały, myszkując po lamusach. On to zaniedbanym archiwom domowym przywracał należną cześć i ochronę i na rozłogach ojczyzny, w Rogalinie, w Krakowie, w Sulgostowie i w Chodorkowie, w Pankówce i Kijowie, wbijał słupy kultury, możny władca w bogatem królestwie książki. Prócz nich wciskała się do Gecla poza przygodnymi ineresantami jeszcze ćma studentów. Gdy Gecel usłyszał niemiłosierne skrzypienie i trzeszczenie starych schodów, piosenkę wesołą i charakterystyczny tupot świadczący, że ktoś przy zawrotnej chyżości rozpuszczonych 'pedałów’ bierze przeszkodę pięciu stopni odrazu, wiedział antykwarz już zgóry, że w gościnę, na pogwarkę, a czasem aby naprawdę coś kupić, spieszy na piąterko akademus. Rad też widział bukinista roześmianych chłopaków u siebie. Często z ceny takiemu nabywcy znacznie opuścił, a czasem to i książkę darował.

Niekiedy znowu wypadło żydowi grzeczniejszym ukłonem powitać gościa, bo w progu stanęła niewiasta. Nie leciwa ona jeszcze wcale, nawet młodziutkie to jakieś stworzonko, ale zawsze białogłowa. Trzymając w ręku sztambuch, obrzuca antykwarza filuternem okiem z pod budki kapelusika i nie zwracając uwagi na
rarytasy Salzsteina (co jej tam stare rupiecie!) już od proga wprawia w ruch srebrne dzwoneczki swego głosu: Proszę pana, czy niema u pana romansu Kropińskiego? Byłam u Glücksberga, ale tam nie dostałam.

Musimy objaśnić czytelnika o co chodzi. Piękna interlokutorka szuka rozchwytywanej książki ’Julja i Adolf czyli Nadzwyczajna miłość dwojga kochanków nad brzegami Dniestru’. Wszystkie panie w mieście i po dworkach czytają romans eksgenerała roniąc nad nim łzy, toż do sentymentalnego morza łez, pragnie i ona złotowłosa panienka dorzucić parę łezek z niebieskich swych ocząt i poto w zadyszeć wielkiej i z serca niespokojnem pukaniem do Gecla przybyła. Z jakąż gotowością odda kilka czy kilkanaście złotych, gdy książka się znajdzie. Radość kolorem róży ubarwi lica, pobudzi światełka jasnych błysków w źrenicach, zaczem panienka w zadyszeć sroższej jeszcze i z serca już całkiem gwałtownem pukaniem pospieszy do domu, o jadle i spoczynku zapomni, klawikordu czy gitary poniecha, a wcisnąwszy się w ustroń ogródka do ulubionej 'świątyni marzeń’, dosnuje do końca nitka po niteczce lekturę powieści, boć przecie to 'nadzwyczajna miłość dwojga kochanków’…”

cdn.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Koszyk
    Twój koszyk jest pustyWróć do sklepu